Strona główna Dziennik Karola 6 miesięcy piekła, czyli jak odbić się od dna

6 miesięcy piekła, czyli jak odbić się od dna

- Karol Wyszomirski
1080 wyświetleń

Cześć z tej strony Karol!

Postanowiłem napisać ten wpis, ponieważ wiele osób pyta mnie co mnie spotkało w ostatnich miesiącach i dlaczego przestałem być aktywny w social media. W tym artykule opowiem Ci, co działo się u mnie na przestrzeni ostatnich 6 miesięcy.

Ostatnie 6 miesięcy było najcięższymi chwilami w moim życiu…

Moje ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa. Uszkodzenie karku. Niesamowity ból lędźwi. Bolący bark do tego stopnia, że w nocy wyłem z bólu i nie mogłem spać przez 2 miesiące. Bóle w stopach, sprawiające problemy w normalnym chodzeniu. Pół roku żyłem w chronicznym bólu i bardzo ograniczonej ruchomości ciała.

Nie mogłem „normalnie” spać. Nie byłem w stanie trenować. Co więcej, odkręcenie kubka termicznego z kawą było dla mnie czymś niemożliwym. Tak. Potrafisz sobie to wyobrazić? Być tak słabym fizycznie, że nie jesteś w stanie odkręcić kubka termicznego z kawą?

Nie mogłem normalnie pracować. Robiłem tylko tyle, żeby dotrwać do końca dnia, pomagając moim podopiecznym, na tyle ile byłem w stanie.

To jeszcze nie koniec. Do tego dochodzi złamane serce, zakończenie 4 letniego związku, przeprowadzka, przebudowa gabinetu, zmiana kierunku marki osobistej, zrezygnowanie z 10 osobowego zespołu marketerów, zmiana w podejściu do pracy z ludźmi, rozstanie ze wspólnikiem, zakończenie relacji z trójką najbliższych mi osób.

Przechodziłem wiele trudnych chwil i chorób w swoim życiu. Zawsze wierzyłem, że będzie dobrze i byłem pozytywnie nastawiony do życia. Jednak tym razem świat zawalił mi się na głowę. Jeszcze nigdy nie dźwignąłem na raz tyle bólu fizycznego, mentalnego i emocjonalnego. Straciłem poczucie bezpieczeństwa i nie wiedziałem, w jakim kierunku zmierza moje życie.

Znalazłem się w mrocznych i bardzo wymagających miejscach.

Zacznijmy jednak od początku… Jak do tego doszło?

Czasem kryzys jest ciężki do przewidzenia…

Jeszcze miesiąc temu nie zdawałem sobie sprawy, co się wydarzy…

Właśnie mijał 4 tydzień naszej podróży po niesamowitej Tajlandii. Cudowna słoncza pogoda. Rajskie wyspy otoczone niebieskim morzem. Odświeżająca bryza. Cudowni otwarci ludzie i pyszne jedzenie! „To jest prawdziwy raj na ziemi!” – pomyślałem.

Takie wspomnienia chodziły mi po głowie, teraz gdy leżałem sparaliżowany w łóżku i bez cudzej pomocy nie byłem w stanie przekręcić się nawet na drugi bok. Nie przespałem ostatnich 4 nocy, a nawet najmniejszy ruch ciałem sprawiał mi absolutny ból.

Moja szyja się po prostu zepsuła… Czułem taki rodzaj bólu, którego nie jestem nawet w stanie opisać. W swoim życiu przechodziłem już reumatoidalne zapalenie stawów czy miałem dziury w plecach wielkości dłoni, ale to było coś zupełnie nowego.

Moja szyja była sparaliżowana. Tak jakbym dostał jakimś tępym narzędziem w głowę. Ściskający od środka ból, który sygnalizował zwiastujący jeszcze silniejszy nerwoból…

Łzy napływały mi do oczu, a od środka zżerała mnie złość.

Złość, że nic nie mogę zrobić od ponad 2 tygodni. Dla człowieka, który kocha to co robi i jest pełny pasji, to tak jak gdyby zabrać narkomanowi jego narkotyk. Nie mogłem ćwiczyć. Nie mogłem tworzyć. Nie mogłem pracować. Nie mogłem nawet leżeć, bo już to sprawiało mi ogromny ból.

Z czasem pojawiała się coraz większa frustracja, bo miałem zaplanowane nagrania filmików z porannego treningu biohakera oraz ćwiczeń oddechowych. Po głowie chodziło mi też „30-dniowe wyzwanie z Karolem”.

Bardzo chciałem odzyskać sprawność i ruchomość, ale z każdym kolejnym dniem, sytuacja wcale się nie poprawiała. Próbowałem maści przeciwbólowych, gorących kąpieli, saunowania, zimnych prysznic, ziołowych suplementów, a nawet silnych leków przeciwbólowych, które wcale nie pomagały.

Nie mogłem w to uwierzyć. Wszystkie moje tricki czy hacki, które wcześniej stosowałem, nie pomagały.

Co ciekawe, nie znałem też bezpośredniej przyczyny mojego stanu. Zastanawiałem się, czy mnie przewiało, czy złapałem kontuzję, czy to może coś związane ze stresem i psychosomatyką. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Czułem się jak ślepiec.

Po kolejnym tygodniu zawieszenia, szyja zaczynała stopniowo odpuszczać.

Zacząłem się cieszyć, że wracam do zdrowia i zaraz będę mógł działać na pełnych obrotach. Niestety, znowu „coś” pokrzyżowało moje plany.

Ból szyi co prawda zmalał, ale pojawiła się temperatura, której towarzyszyło osłabienie, ból mięśni całego ciała oraz niesamowity ból lędźwi. „O co chodzi??? Przecież podnosiłem w swoim życiu ponad 200 kg w martwym ciągu i nigdy nie bolały mnie lędźwie. Kolejna niespodzianka…” – myślałem.

Mam nadzieję, że przejdzie mi do niedzieli, bo w planach miałem prowadzić warsztaty dla grupy 12 osób. Wizja tego wcale nie była atrakcyjna. Do ostatniego dnia myślałem, żeby je odwołać, ale w ich dzień – niedzielę, poczułem się lepiej.

Dałem radę przeprowadzić 5 godzinne warsztaty, ale im bliżej było ich końca, tym bardziej doskwierał mi ból lędźwi. Gdy skończyłem warsztaty, stało się coś, co mnie przeraziło.

Zacząłem odczuwać, jak moja szyja znów drętwieje i wiedziałem, że z każdą kolejną godziną będzie gorzej. Czułem to od środka… coś dosłownie paraliżowało mój ruch i go blokowało.

Wróciłem do domu, wziąłem gorącą kąpiel, moja narzeczona nasmarowała mnie różnymi maściami, łyknąłem ketonal i przez kolejne godziny leżałem bez ruchu niemal w katatonicznym stanie zawieszenia. W życiu nie czułem takiego bólu. Ostatnia noc nie była łatwa. Jakoś przetrwałem do rana. Byłem cały mokry, spocony i zmęczony.

O poranku ból zaczął narastać. Narastał do tego stopnia, że wyłem. Tak – myśląc o tym teraz, było to całkiem zabawne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Metafizycznie zdarzyło mi się kilka razy umierać, ale to fizyczne odczucie było gorsze. Zdecydowanie gorsze… Łzy napływały mi do oczu, podczas gdy nawet minimalny ruch ciałem wywoływał ogromny ból szyi.

Myślałem sobie: „Jak to? Dlaczego mnie to spotkało? Takie rzeczy nie spotykają biohakerów”.

Byłem zły, sfrustrowany i wkurzony, bo było coraz gorzej. Przechodziłem prawdziwy kryzys.

Ostatnie 3 lata były niesamowite. Cieszyłem się doskonałym zdrowiem, wysokim poziomem energii i mega sprawnością ciała. A tutaj nagle ktoś mi to całkowicie odebrał.

Byłem na skraju. Powiedziałem, że to pierdole. Odpuszczam.

Przez kolejne tygodnie, moja sytuacja się nie poprawiała. Czułem, że stoję w miejscu. Miałem nadzieje, że szybko się zregeneruje i wrócę do pełni sprawności. Niestety nic z tego. Mijały kolejne dni, a sytuacja była bez zmiany.

Nagle do głowy wpadła mi nieoczekiwana myśl „Dlaczego nie poprosić o wsparcie podświadomości?”

Totalnie wyleciało mi to z głowy. Przez ostatnie dni byłem tak skupiony na bólu fizycznym, że o tym nie pomyślałem.

Od ponad 4 lat uczę się hipnozy i stosuje ją w pracy z moimi podopiecznymi, więc powiedziałem do siebie „dlaczego miałbyś tego nie zrobić teraz?!”.

Wyprostowałem plecy. Usiadłem wygodnie i zamknąłem oczy. Wziąłem głęboki wdech, powolny wydech i rozpocząłem proces stopniowego rozluźniania ciała – po to, aby aktywować dostęp do podświadomości.

Z podświadomością można rozmawiać tylko, gdy ciało jest odprężone i zrelaksowane. Czuje się wtedy bezpiecznie, a mózg zmienia fale na alpha – człowiek wchodzi wtedy odmienny stan świadomości.

Gdy po kilku minutach poczułem, że jestem już zrelaksowany. Moja uwaga podążała na głosem i wiedziałem, że można już rozpocząć proces z twoją podświadomością – pomyślałem.

Dodatkowo powiedziałem „jesteś w transie, a to oznacza, że możesz rozpocząć proces komunikacji z podświadomością” – aby jeszcze bardziej wzmocnić efekt.

Następnie skupiłem się na uczuciu bólu.

Czuje ból w szyi i lędźwiach. Jest intensywny 8/10 na górze i 9/10 na dole.

Ból na górze ma kolor szary, a na dole czerwony.

Górny jest w kształcie szarej płytki, jest twardy i zimny.

Dolny z kolei jest rozpalony i gorący jak ognisko.

Skupiłem się w pierwszej kolejności na tym na dole i postanowiłem się z nim połączyć.

Wierze, że jest jakaś wyższa inteligencja, poprzez którą doświadczamy tego wszystkiego.

Czułem, że znaczna część mnie odczuwa ten ból, zapytałem więc „gdzie jest ta część, która odczuwa to doznanie?”

W głowie – usłyszałem.

Dziękuje podświadomy umyśle, że się ujawniłeś. Jestem tu, aby z tobą porozmawiać. Czego chcesz?

Ochronić Cię przed głupimi posunięciami – odpowiedziała moją podświadomość.

Podziękowałem. Rozumiem. A gdy to już uzyskasz, to co Ci to da?

– Poczucie bezpieczeństwa.

– ok. A rozumiem. A gdy już uzyskasz poczucie bezpieczeństwa, to co Ci to da?

– Spokój.

Kontynuowałem ten proces, aż nagle zrozumiałem, co się wydarzyło…

CDN…

Przeczytaj również

Skomentuj artykuł

Zapisz się już dziś do newslettera i otrzymuj dostęp do darmowych szkoleń online z zakresu biohackingu i neurohackingu 🧠💊🚀😈

 

Wpisując swoje dane i akceptując zapis do newslettera, otrzymasz bezpłatne materiały oraz  informacje o rabatach, wpisach na blogu, nowościach i promocjach, usługach i produktach od Kosmiczny Omnipotencjał. Więcej informacji znajdziesz na stronie regulamin newslettera.

Mamy to! Dzięki! Będę informował Cię mailowo o kolejnych szkoleniach online.